A P R O P O L I S
Lecę do Kenii – na safari.
Niby to bezkrwawe łowy – ale spróbuję przemycić
pistolet pneumatyczny… bez trofeum żeby nie wracać
jak jakiś bumerang.
Choćby samalandrę ustrzelić… boa-gwałciciela…
Apropos : nieźle byłoby wychędożyć jakąś czarnodajkę.
Cieszę się też na to jak te tapioki siedzą przed chatami
podsmażają te placuchy z gołymi cyckami.
Może dla safarzystów przygotują afro-cepelię :
z dzidami, bębnami i spódniczkami z liści palmy kokosowej.
Apropos : warto było te kokosy zrobić.
P.S.
Jedna znajoma co też leci – przestudiowała giełografie…
ętnologie – i jakby nic innego nie było do roboty
rozczytuje się w tych kapuścińskich pierdołach.
Cholera, ja to nawet nie wiem gdzie jest ta cała Kenia.
Wrócę i też nie będę wiedział, gówno mnie to obchodzi.
Lecę – – wracam – – wpłacam.
Na pewno nie na Grecję : Apropolis jak my zwiedzali
to mi z nudów w brzuchu burczało.
– – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
marzec 2013
Dodaj komentarz