D Z I W Y P R Z Y R O D Y
Znam kogoś, kto – prawdopodobnie – żyje sobie bez serca.
Sobie. Sobie.
Wykazuje serco-podobne odruchy : małpuje zachowania ludzi
którzy ten organ mają.
Zimna. Samolubna.
Skoncentrowana… piekielnie skoncentrowana na tym
żeby wszystko jej sprzyjało.
Tresuje w tym celu cały wszechświat.
Tym mocniej zapamiętałem sytuację, gdy ta w s o b n a płakała.
A płacz był dziki : tak płaczą monsuny. Albo pingwiny
gdy po tylu wyrzeczeniach, po heroicznym opiekuństwie
z jaja nie wykluje się pingwiniątko.
Płacz niepowstrzymany. Szloch.
Długotrwałe rozszlochanie, którego nikt nie był w stanie ukoić.
( Nie wątpicie chyba, że próbowałem – z całych sił. )
Scena miała miejsce przy kaplicy cmentarnej, na pogrzebie jej dziadka.
… Może dziewczyna uzmysłowiła sobie – – że – – niepowtarzalnie – –
miała serce – – tylko przy tamtym człowieku…
I że już teraz t a k a musi przemierzyć swoje drogi.
– – – – – – – — – – –
luty 2013
Dodaj komentarz