Z A M I A N A

 

Błagał mnie tak długo, aż się zgodziłem.

–  Na jeden dzień, ani chwili dłużej.

No i mam za swoje.

Wlokę się za swoim cieniem  –  po jakichś rynsztokach,

po skwerach pełnych psich odchodów.

A on  –  czyściutki, wyprostowany jak oficer wojsk kolonialnych.

– Nie garb się  –  strofuje mnie.  –  Nie wywiniesz się.

Ja tak dzień za dniem szorowałem brzuchem po tych

zaplutych ścieżkach !

 

Boże jedyny, słońce zaszło !  I to aż do wieczora.

Przecież by mnie wykończył.

 


Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *