S z k i c e w ę g i e l k i e m
P I E C Z O N E G O Ł Ą B K I
I
Mam żal do mamy i do taty.
Nie zrobili tego.
Duszę musiałam sobie usunąć sama.
Ale miałam bardzo udanego pomocnika
A właściwie – dwóch : pieniądze i ambicję.
Ambicja mówiła mi tak :
idź, dziewczę, do lasu i spójrz jak drzewa, jedno przez drugie
robi wszystko, aby wystrzelić koroną ponad inne drzewa.
Tam jest ten miód – słońce, przestrzeń, tańce z wiatrem
g ó r o w a n i e .
Zrozumiałaś ?
I to… i jeszcze więcej : że tą pożywką, która wydźwignie
mój wierzchołek nad inne – są p i e n i ą d z e.
Przewaga nad innymi – tak ! to miód nad miody !
Cudowne uczucie : spoglądasz w dół na to wszystko co skarłowaciałe
pomocy społecznej się doprasza, robotę co chwila traci…
A ty, dziewczyno, prowadzisz własny biznes.
Zatrudniasz ludzi – to znaczy : dajesz im pracę.
Odrobinę tego wdzięku się ma – to w sprawach biznesowych
nieźle funkcjonuje.
Już nie masz mieszkania.
Masz d o m .
Przejeżdżasz bryką obok bloków mieszkalnych
najpierw ciarki cię przechodzą : że w takim poniżeniu żyłaś…
że nad tobą ktoś sikał i kupę robił…
że w windzie jakichś niepozbieranych ludzi
musiałaś spotykać.
II
Przewaga nad innymi – treść mojego życia.
Tak, tato… tak, mamusiu – sama się z tym musiałam borykać.
Usunęłam tę marną protezę, jaką jest dusza ludzka.
W to miejsce wszczepiłam prawdziwą, potężną jak dżin duszę :
przewagę nad innymi.
Wszyscy w moim otoczeniu wiedzą : to forsiasta baba jest.
Coś potrafiła !
Podziwiać ją trzeba. Liczyć się z nią.
Budzenie podziwu – mamo! tato ! – budzenie podziwu
w y m u s z a n i e szacunku… uzależnianie od siebie
B o ż e – j a k a t o s ł o d y c z ! !
Lepiej rozumiem teraz możnowładców : mieli tzw. klientelę
dziś by się powiedziało : p r z y d u p a s ó w .
Nieporównana z niczym słodycz przenika całe moje ciało
gdy widzę jak przymilają się do tej ” forsiastej baby „.
III
Przyszłoby wam do głowy, że ja tyle krajów zwiedzę ?
laosyalaskinowezelandie
Stawiajmy sprawę jasno : pozaliczałam to.
Gówno za przeproszeniem obchodzą mnie
te wszystkie kraje i te tubylcy.
Ktoś tam musi być… gotować… pokój hotelowy
wysprzątać… show na wieczór przygotować.
Ja ich nie widzę.
Przyrodę to jak przez mgłę.
Przyroda mi coś da, akurat.
I wielkie odprężenie to dla mnie nie jest.
Ale – p r e s t i ż n o n o l e t .
IV
Prawdziwie rajskie chwile takiej e g z o t y k i a d y
przeżywam tu, w moim ogrodzie, przy grillu.
Tato… mamo… żebyście mogli widzieć te wybałuszone oczy
moich znajomych – gdy snuję opowieści o Ekwadorze…
o Florydzie… o jeziorach Finlandii… o wspaniałych muzeach
(nie było czasu – z internetu się naumiałam przed tym grillem ! ).
No… jest to takie licytowanie się : gdzie byliśmy – co widzieliśmy
ile w kawałku na rowerach robimy…
W planach mam pół-maraton w Grecji, Fudżi Jamę
i – choćbym miała p a d o c h n ą ć – Kilimandżaro.
V
To już wszystko, mamusiu… to wszystko, tatku…
Zrobiłam tę robotę za was.
Pozbyłam się duszy.
Ale żal do was został : to wy powinniście od samego początku
trzymać mnie z daleka od świecidełek tzw. świata wartości.
Nauczyć mnie drwiącego spojrzenia na te wszystkie ballady i niuanse
co ludziom od dwóch stuleci robią wodę z mózgu.
Szkoda.
Nie pogniewajcie się : dziecko urodzić – to jedno.
Ale najważniejsze to chronić je przed jadami i truciznami.
A ja – po tym gimnazjum… po tym liceum…
długo się musiałam sama odtruwać.
Z was przykładu żadnego nie miałam
bo wiecznie koniec z końcem na biedniacki węzeł wiązaliście.
P.S. Tak… przez to pieniądzarstwo i fudżijamiarstwo
nie mam ani jednej prawdziwie beztroskiej chwili…
Coś za coś, mamo – pieczone gołąbki same nie lecą do gąbki –
czy nie tak mawiałeś, tatku ?
– – – – – – – – — – – –
maj 2013
Dodaj komentarz