J o a n n a R Z E S Z O T E K
x x x
Nasz dom stał na środku świata.
Na obrusie podwórza ślady stóp i kopyt
w ogródku z wróblami bił się polny strach.
Na stodołę siadały gwiazdy i latawce
żniwa w sąsiekach płonęły rumieńcem
stóg był morzem i okrętem
i wyspą z przystawianą drabiną.
W pierzyny łeb kładło rozespane słońce
spękany piec pachniał żywicznym diabłem
zegar utykał na prawą sekundę.
Księżyc-niemowa biegał za nami
przyłapywany – uśmiechał się chytrze
albo wyginał jak turecka szabla.
Kogucim alleluja zaczynał się dzień.
Mama wygarniała z jaskini ognia chłód
popiół i czarne kości drzewa
płomień kusił niebem i piekłem
w szczelinie kociego oka gryzła ziarno mysz.
Na krzyżyku nad drzwiami
od dwóch tysięcy lat wisiał Jezus.
– – – – – – – – – – – – –
od Latarnika
przed wielu laty przyjaźniłem się z Joanną
nazywałem ją Toruńska
zakończenie wiersza – tak jak wtedy
tak i dziś przejmuje mnie dreszczem
Dodaj komentarz