Tajemnice

M A J O W E

 

Kiedy Bóg był jeszcze Bozią  –  na nabożeństwa majowe chodziło się do kaplicy. Tak nazywaliśmy

kościółek śródleśny  –  budowlę bardzo udanie wkomponowaną w świętą przestrzeń lasu.

Surowe kamienne bryły ścian  –  i witraże. A to było moje pierwsze zetknięcie z tym

ponad cud piękniejszym wynalazkiem architektury sakralnej.

Wtedy przecież nigdzie jeszcze poza rodzinną Rabkę noska nie wyściubiłem:  witraże z kaplicy

to był przedsmak późniejszych zachwytów w Mariackim, w świątyniach Italii.

Na te wieczorne nabożeństwa kaplica była starannie umajona. Wśród gałązek brzozy trzepotały nutki pieśni :

Chwalcie łąki umajone

góry-doliny zielone…

Chwalcie cieniste gaiki

źródła i kręte strumyki…

Nie wiedziałem, że wraz z tymi słowami, potajemnie, w głąb mojej duszy zakrada się umiłowanie polszczyzny  –

już się tam rozgościło… dobrze mu u mnie.

 

 


Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *